Zaczęło się od tego, że przypadkiem wymsknęło mi się "mama" - akurat w przeddzień Dnia Matki. Mama była tak zaskoczona, że teraz chciałaby, żebym tak mówiła w kółko - ale na to musi jeszcze poczekać.
W Dzień Matki zakwitła nam orchidea, którą tata kupił mamie gdy się urodziłam...
W piątek pojechałyśmy z mamą i ciocią Laurą do cioci Jadzi. Mieszkają kawałek drogi (zresztą dosyć dziurawej) od Wrocławia, ale okolica bardzo ładna. Przynajmniej tak twierdziła mama, bo przecież ja spałam całą drogę i niczego nie widziałam. Za to u cioci jest mała Ala, która bardzo mi się spodobała. Tak się z nią zagadałam, że odechciało mi się nawet spać.

W sobotę pojechaliśmy z rodzicami do dziadków. Szykowała się mała imprezka, więc zjechało się trochę rodziny. Poznałam w końcu mojego kuzyna Tomka, który mieszka na stałe w Irlandii. Na szczęście przyjechał razem z ciocią Ewą na kilka dni do Polski.
No i w końcu ciocia Ania zrobiła sobie ze mną jakieś zdjęcie. Sami zobaczcie jak ładnie wygląda - a tak marudziła, że źle wychodzi na zdjęciach:)
W poniedziałek pojechaliśmy do neurologa na kontrolę. Pani doktor stwierdziła, że jest wszystko w porządku, a nawet lepiej. Nic dziwnego, w końcu poza kilkoma rehabilitacjami, mama codziennie ze mną ćwiczyła. Przewrócenie się na brzuszek i suwanie się do tyłu to już dla mnie nic trudnego. Dlatego też mama stwierdziła, że czas najwyższy przenieść się na podłogę...
W środę pojechałyśmy na kolejną wizytę do lekarza. Niestety jak zwykle skończyło się to szczepieniem - ładny mi prezent na Dzień Dziecka:( Pani doktor zważyła mnie i...(dawno już nie chwaliłam się wagą) - 7665 gram. Na szczęście już nie przybywam w takim tempie jak wcześniej, ale i tak wszyscy mówią, że jestem duża. Najlepiej chyba o tym wie mama - a raczej jej kręgosłup:)
A tak poza tym, to słyszałam, że w tym sezonie modne są duże okulary przeciwsłoneczne...
0 komentarze:
Prześlij komentarz