RSS

MÓJ 32 TYDZIEŃ - CHRZEST

Po powrocie z wakacji, w środę, pojechaliśmy do lekarza. Troszkę się przeziębiłam, a poza tym rodzice dyskutowali z panią doktor na temat mojej alergii. Okazało się, że mam alergię na kukurydzę i chyba powinniśmy zmienić mleko na inne. Zobaczymy co z tego wyniknie...

W najbliższą niedzielę przyjmę Chrzest Święty, więc rodzice są troszkę zabiegani... Ale podobno wszystko jest już prawie domknięte na ostatni guzik.

Przyjechała już babcia Hela, która zostanie u nas na dłużej. Mama wraca od następnego tygodnia do pracy i będę zostawała z babcią w domu. Chyba nie będzie tak źle, co?

W niedzielę przed mszą przyjechały ciotki, kuzynki i w domu zrobił się babiniec:) Część z nich się malowała, część ubierała a ja jak zwykle dobrze się bawiłam... Ciocia Laura przyniosła aparat i zrobiła mi parę fotek...









W końcu mama stwierdziła, że czas się powoli zbierać i trzeba mnie w końcu ubrać...

Niech będzie - przy ubieraniu też jest wesoło...


No i jak się prezentuję? Mi tam się podoba...

Przed kościołem dostaliśmy karteczkę z moim imieniem - co by ksiądz się nie pomylił i nie ochrzcił mnie innym imieniem:)

Moja żółta łapa zawsze jest obecna w najważniejszych momentach mojego życia - i tutaj jej nie mogło zabraknąć:)



Jedną z bardziej ciekawych rzeczy jakie zobaczyłam w kościele - była świeca. Kompletnie nie rozumiem dlaczego nie pozwolili mi jej spróbować...?

Po mszy zrobiłam sobie kilka zdjęć:
z Chrzestnymi: ciocią Laurą i wujkiem Maćkiem

z dziadkami...
z rodzicami...
i ze wszystkimi gośćmi, którzy przybyli na mój Chrzest.

Dnia 28.08. 2011 przyjęłam Chrzest Święty, na którym przyjęłam imiona Nina Anna. Wszystkim obecnym bardzo dziękuję za to, że uczestniczyli ze mną w tej uroczystości.:)

MÓJ 30 i 31 TYDZIEŃ - WAKACJE

No i pojechaliśmy w końcu na wakacje...
To tylko jedno ze zdjęć ze Spindlerowego Młyna. Bardzo urokliwe miejsce - przynajmniej tak twierdzą rodzice:) Z mojej perspektywy - dużo świeżego powietrza, ciekawe widoczki i mnóstwo spacerów.
trochę w wózku...

i trochę w nosidełku
Słoneczko mocno przyświecało, więc nie obyło się bez okularów przeciwsłonecznych...

Oprócz spacerów, wjechaliśmy też kolejką na Medvedina. Strasznie wiało, więc szybko zjechaliśmy z powrotem na dół. I dobrze zrobiliśmy, bo jak tylko wróciliśmy do hotelu, to rozszalała się burza. Na szczęście po południu zrobiła się znowu ładna pogoda.

Rodzice dali mi do spróbowania kawałek chleba. Całkiem to dobre - szkoda, że dostałam znowu alergii...
Oprócz wycieczek, codziennie chodziliśmy na basen. Rodzice kupili mi kółko do pływania i szaleli ze mną w wodzie. Wzięliśmy sporo zabawek, więc zawsze zbiegało się mnóstwo dzieci, żeby się nimi pobawić:)
W Czechach ponadto udało mi się pierwszy raz usiąść bez niczyjej pomocy...
i nauczyłam się raczkować:) Na podłodze w pokoju mieliśmy dywan i jakoś samo poszło...

MÓJ 29 i 30 TYDZIEŃ

Co prawda jeszcze sama nie potrafię usiąść, ale jak mnie tata posadził to nie przewróciłam się ani razu. Zdążył zrobić nawet kilka zdjęć.

Odebraliśmy mój dowód i w następnym tygodniu jedziemy z rodzicami na wakacje. Pojechaliśmy więc przed tym na trochę do dziadków. Oprócz dwóch wielkich psów jest tam czarny kot - Aruś.

Prawie udało mi się złapać go za ogon...

Zaczęłyśmy z mamą się pakować na wyjazd. Starałam się pomóc w tym mamie. Myślę, że moja pomoc była nieoceniona...

Przymierzyłam też strój kąpielowy - bo mama obawiała się, że będzie za mały... Ale leży jak ulał:)

Tata miał dyżur, więc pojechałyśmy z mamą na noc do cioci Laury. Były tam też Klara i Ewa. Siedziałam cioci Ewie na kolanach i bawiłam się z nią. Aż tu nagle ona krzyczy - Nina ma zęba - właśnie mnie ugryzła... Mama wzięła łyżeczkę i zaczęła delikatnie opukiwać mi dziąsła i zaczęło stukać. No i tak długo oczekiwany pierwszy ząb pojawił się 11 sierpnia...

Na drugi dzień okazało się, że mam też drugą dolną jedynkę:) Może to widać na zdjęciu...

MÓJ 27 i 28 TYDZIEŃ

Znowu pojechałyśmy do Szyszkowej...

Znowu dostałam alergii - mama stwierdziła, że trzeba przetestować na co. Okazało się, że na kukurydzę i na ryż. Niestety koniec z chrupkami:(

Coraz lepiej idzie mi z tym podnoszeniem się. Sami zobaczcie - potrafię już podnieść się na rączkach i nóżkach...

trochę jogi też nie zaszkodzi...

Jak to na wsi - dużo tu świeżych warzyw:)

A ostatnio moją ulubioną zabawą jest wkładanie sobie skarpetki do buzi:)

Opanowałam to do perfekcji...
No i ciocia Iwona dała się autem przejechać... Tylko do pedałów trochę daleko:)