No i zostaliśmy sami...
Babcia Hela pojechała w środę do domu, na szczęście obiecała w niedzielę wrócić.
Dzisiaj tata zabrał nas na zakupy. Trochę średnio mi się to podoba, że mama kupiła sobie bluzkę i sukienkę, a ja tylko dwie czapki - w końcu to ja dostałam becikowe:)
W piątek pojechaliśmy z pierwszą wizytą do cioci Laury. Ciocia zrobiła na obiad królika. Wreszcie mama zjadła coś innego niż indyk, nie to żeby mi to przeszkadzało, ale mama ma chyba już dość tej diety. Oczywiście nie obyło się bez ważenia - już ważę 4530 gram. Mama musi zacząć powoli zmieniać mi garderobę, bo już trochę mi ciasno w tych śpiochach.
W niedzielę tata pojechał na dyżur. Ale na szczęście wróciła babcia, a ciocia Ania zabrała mnie na spacer. Podobno trochę się stresowała, że zacznę głośno krzyczeć, ale taka złośliwa to nie jestem:)
Mama kupiła chustę do noszenia i bawiłyśmy się w kangura. Nie powiem, całkiem wygodnie się w tym siedzi - mogę popatrzeć sobie na mamę i na wszystko dookoła.
Rodzice to mieli nosa, urządzając mieszkanie - wybór czarno-białego wystroju był strzałem w dziesiątkę - jest na czym oko zawiesić.
W środę skończyłam 6 tygodni. Z tej okazji mama ubrała mi sukienkę - ile można chodzić w pajacach i śpiochach, w końcu jestem przecież dziewczynką - zresztą całkiem ładną, prawda?
0 komentarze:
Prześlij komentarz